N. jest moim promyczkiem radosnym.
Poniedziałek, 17.00. Zamówiłam taksówkę pod blok, nałożyłam płaszczyk, weszłam w chmurkę perfum i pojechałam do fryzjera. Bezrobocie po warszawsku. Moja N. umówiła nas na strzyżenie, farbowanie, regenerację i inne dobrodziejstwa. Wspaniale, kobieco. Delicje i relaks. Prawda? NIE.
- Oooo, jak ładnie, może tak byś chciała? - zagaduję N., bo od pół godziny nie może się zdecydować na fryzurę.
- Nie, brzydko.
- Tu jakie ładne! - zachęcam.
- Brzydal.
- Patrz jaki piękny blond z grzywką, ależ dziewczęco, spójrz tu... - mówię niezrażona.
- Chyba ty...- warczy N.
- A te się tak ładnie układają bez czesania, jeno szast prast na wietrze i gotowe!
- FATALNE.
- O, takie fale dodają objętości, popatrz - uśmiecham się mimo wszystko.
- TOSEZRÓB! BRZYDKOOOOOO! JESTEŚ BRZYDKAAA! Wszyscy jesteście brzydddcyyy! Pani jest brzydka, pan jest brzydki, BRZYDAAALEEEEEE!
A Pan Brzydki tam siedział w przestrachu. Wiekowy człowiek, zmęczony życiem, ale elegancki. Przyszedł do salonu, żeby ogłady sobie dodać, choć wcale mu jej nie brakowało. Zamówił strzyżenie, usiadł. Pani Markotna - ta sama, która doprowadziła moją N. do podłych nastrojów - okręciła kabelek maszynki do strzyżenia wokół nadgarstka i zaczęła nią miarowo mruczeć. Mrrrrrr.... brrrrrrrrr.... mrrrrrrrrrrrrrr... - pięć minut. Brrrrrrrrrrrrrrr.... mmrrrrrrrrrrrrrrrr - dziesięć minut, piętnaście.
Wszystko w salonie zastygło w otępieniu. Poza moją N., która bystrym okiem zaobserwowała zanik funkcji życiowych i napisała mi SMS z fotela metr obok:
Nie umarł jednak, przysnął jedynie. I wyglądał jak bóstwo. Ja też wyglądam jak bóstwo - RUDOBLONDBÓSTWO! - niezależnie od tego jak wyglądam. Tak już jest, taką mam autopercepcję. Moja N. natomiast twierdzi, że jest rudą marchewą, mimo że Pani Markotna skrupulatnie zmieszała Popielaty Blond z Gołębim Siwoblaskiem oraz Księżycową Łuną, aby uzyskać wyraźnie wymagany przez N. kolor srebrnozłoty. Taki też wyszedł, ale N. ma kiepską autopercepcję niezależnie od fryzury. Promyczek radosny.
PS: Pamiętacie, jak opowiadałam bajkę dla Chrześnicy? Były tam czereśnie i bujanie się na linie nad rzeką. W tej bajce, chociaż nie z imienia, była też koleżanka A. zza płotu. Koleżanka A. była mi bliższa niż siostra cioteczna O., bo chętniej glizdy jadła, więcej się całowała i miała ładnego, starszego brata. Bardzo dużo sympatii do koleżanki A. zza płotu zawsze miałam. Okazuje się jednak, że była to sympatia jednostronna, a koleżanka cały ten czas ZBIERAŁA NA MNIE TECZKĘ. I zrobiła w ten weekend skan teczki, przesłała mejlem podpisane przeze mnie dokumenty, zagroziła publikacją. Więc ją wyprzedzam, publikuję fragment i TAK, OWSZEM, przyznaję - dużo piszę o kupach. Od zawsze, na zawsze. Sprawy bliskie ludziom.
Wszystko w salonie zastygło w otępieniu. Poza moją N., która bystrym okiem zaobserwowała zanik funkcji życiowych i napisała mi SMS z fotela metr obok:
Nie umarł jednak, przysnął jedynie. I wyglądał jak bóstwo. Ja też wyglądam jak bóstwo - RUDOBLONDBÓSTWO! - niezależnie od tego jak wyglądam. Tak już jest, taką mam autopercepcję. Moja N. natomiast twierdzi, że jest rudą marchewą, mimo że Pani Markotna skrupulatnie zmieszała Popielaty Blond z Gołębim Siwoblaskiem oraz Księżycową Łuną, aby uzyskać wyraźnie wymagany przez N. kolor srebrnozłoty. Taki też wyszedł, ale N. ma kiepską autopercepcję niezależnie od fryzury. Promyczek radosny.
PS: Pamiętacie, jak opowiadałam bajkę dla Chrześnicy? Były tam czereśnie i bujanie się na linie nad rzeką. W tej bajce, chociaż nie z imienia, była też koleżanka A. zza płotu. Koleżanka A. była mi bliższa niż siostra cioteczna O., bo chętniej glizdy jadła, więcej się całowała i miała ładnego, starszego brata. Bardzo dużo sympatii do koleżanki A. zza płotu zawsze miałam. Okazuje się jednak, że była to sympatia jednostronna, a koleżanka cały ten czas ZBIERAŁA NA MNIE TECZKĘ. I zrobiła w ten weekend skan teczki, przesłała mejlem podpisane przeze mnie dokumenty, zagroziła publikacją. Więc ją wyprzedzam, publikuję fragment i TAK, OWSZEM, przyznaję - dużo piszę o kupach. Od zawsze, na zawsze. Sprawy bliskie ludziom.
![]() |
Kiedy to piszę, jest rok ok. 1995. Za 20 lat od tej chwili będę ze wstydem tłumaczyć ludziom, że miałam wówczas niespełna dziesięć lat. DZIĘKI, AGNIESZKO ZZA PŁOTU! |