środa, 22 stycznia 2014

N. jest moim promyczkiem radosnym.

Poniedziałek, 17.00. Zamówiłam taksówkę pod blok, nałożyłam płaszczyk, weszłam w chmurkę perfum i pojechałam do fryzjera. Bezrobocie po warszawsku. Moja N. umówiła nas na strzyżenie, farbowanie, regenerację i inne dobrodziejstwa. Wspaniale, kobieco. Delicje i relaks. Prawda? NIE.

- Oooo, jak ładnie, może tak byś chciała? - zagaduję N., bo od pół godziny nie może się zdecydować na fryzurę.
- Nie, brzydko.
- Tu jakie ładne! - zachęcam.
- Brzydal.
- Patrz jaki piękny blond z grzywką, ależ dziewczęco, spójrz tu... - mówię niezrażona.
- Chyba ty...- warczy N.
- A te się tak ładnie układają bez czesania, jeno szast prast na wietrze i gotowe!
- FATALNE.
- O, takie fale dodają objętości, popatrz - uśmiecham się mimo wszystko.
TOSEZRÓB! BRZYDKOOOOOO! JESTEŚ BRZYDKAAA! Wszyscy jesteście brzydddcyyy! Pani jest brzydka, pan jest brzydki, BRZYDAAALEEEEEE!

A Pan Brzydki tam siedział w przestrachu. Wiekowy człowiek, zmęczony życiem, ale elegancki. Przyszedł do salonu, żeby ogłady sobie dodać, choć wcale mu jej nie brakowało. Zamówił strzyżenie, usiadł. Pani Markotna - ta sama, która doprowadziła moją N. do podłych nastrojów - okręciła kabelek maszynki do strzyżenia wokół nadgarstka i zaczęła nią miarowo mruczeć. Mrrrrrr.... brrrrrrrrr.... mrrrrrrrrrrrrrr... - pięć minut. Brrrrrrrrrrrrrrr.... mmrrrrrrrrrrrrrrrr - dziesięć minut, piętnaście.

Wszystko w salonie zastygło w otępieniu. Poza moją N., która bystrym okiem zaobserwowała zanik funkcji życiowych i napisała mi SMS z fotela metr obok:



Nie umarł jednak, przysnął jedynie. I wyglądał jak bóstwo. Ja też wyglądam jak bóstwo - RUDOBLONDBÓSTWO! - niezależnie od tego jak wyglądam. Tak już jest, taką mam autopercepcję. Moja N. natomiast twierdzi, że jest rudą marchewą, mimo że Pani Markotna skrupulatnie zmieszała Popielaty Blond z Gołębim Siwoblaskiem oraz Księżycową Łuną, aby uzyskać wyraźnie wymagany przez N. kolor srebrnozłoty. Taki też wyszedł, ale N. ma kiepską autopercepcję niezależnie od fryzury. Promyczek radosny.

PS: Pamiętacie, jak opowiadałam bajkę dla Chrześnicy? Były tam czereśnie i bujanie się na linie nad rzeką. W tej bajce, chociaż nie z imienia, była też koleżanka A. zza płotu. Koleżanka A. była mi bliższa niż siostra cioteczna O., bo chętniej glizdy jadła, więcej się całowała i miała ładnego, starszego brata. Bardzo dużo sympatii do koleżanki A. zza płotu zawsze miałam. Okazuje się jednak, że była to sympatia jednostronna, a koleżanka cały ten czas ZBIERAŁA NA MNIE TECZKĘ. I zrobiła w ten weekend skan teczki, przesłała mejlem podpisane przeze mnie dokumenty, zagroziła publikacją. Więc ją wyprzedzam, publikuję fragment i TAK, OWSZEM, przyznaję - dużo piszę o kupach. Od zawsze, na zawsze. Sprawy bliskie ludziom.

Kiedy to piszę, jest rok ok. 1995. Za 20 lat od tej chwili będę ze wstydem tłumaczyć ludziom, że miałam wówczas niespełna dziesięć lat. DZIĘKI, AGNIESZKO ZZA PŁOTU!

PSPS: Dostałam oburzonego esemesa od oburzonej znajomej z informacją, że moja ocena filmu Grawitacja ("wcale nie tak wspaniale!") jest zbyt ostra, niesprawiedliwa i oburzająca. Znajoma bardzo lubi Sandrę Błulok. Dodatkowo moja N. - krew z krwi, psia krew! - stwierdziła rzeczowo, że "CHYBA TY!", kiedy jej powiedziałam, że film mi się w ogóle oskarowy nie wydaje być. To ja się ino szybko wytłumaczę: siłę ciążenia, czyli grawitację i jej brak pokazano faktycznie BARDZO ŁADNIE. Ale - ALE! - ale waliłam płaską dłonią po czole przy marnych monologach o martwej córce. Wzywałam nadaremno bogów, kiedy w zupełnie NIE(!)PATOWEJ sytuacji pan Clooney postanowił się puścić w otchłań wszechmocy, zamiast poinstruować Sandrę: "zegnij kolano, a oboje przeżyjemy!". Przewracałam oczami, gdy najpierw ją kosmos porwał, potem się prawie udusiła, potem zamarzła, potem spłonęła, żeby na końcu się niemal utopić. Dałabym więcej Malin niż Oskarów. Ale grawitację i jej brak pokazano ładnie, tak. No, no. Owszem. Nie chciałam być niesprawiedliwym wywrotowcem.

6 komentarzy:

  1. ...a gdyby nie odleciała?
    Gdyby koniecznie zostać TAM chciała!!!!
    To cobyś wtedy powiedziała.....
    I jakbyś wtedy zadziałała???
    Bylebyś Tomka nie wołała!!!
    Biedna Różyczka do dziś by grzechów odpuszczenia nie dostała!!!
    .....alem się uchachała .....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie da się ukryć, że nie jestem adoptowana. PO KIMŚ TO MUSIAŁAM PRZEJĄĆ. Mryg i hajfajw.

      Usuń
  2. jesteś super ekstra, że wstawiasz screeny ze swojego telefonu a tam sms o Patafianicach :)
    wczoraj się dowiedziałam że kolor jaki mam na włosach to stawberry blonde :) dobrze że mam jeszcze swoją farbę w domu to za kilka dni powrócę do siebie. Milordzie w moim przypadku tapiry nie pomagają :) właśnie po raz kolejny się o tym przekonałam.
    Grawitacja - film może rzeczywiście nie grzeszył monologami ale w kinie naprawdę fajne wrażenie mimo że nie jestem fanką filmów 3D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten blog jest studnią prawdy i szczerości, nie będę przed nikim ukrywać, że jesteś patafianicą. Niech wią.

      PS: Nie farbuj się, Wiewióro. Jesteś srebrzyście złotoblondjasnowłosa i bardzo Ci w tym odcieniu twarzowo. Osobisty pochwala, Pan Kasjer W Kinie pochwalił, nawet Pan Taksówkarz, gdy mu lokiem omiotłaś pole widzenia, zarył popisowo w krawężnik, później próg zwalniający, później słupek i na końcu w lampę. Z WRAŻENIA.

      Usuń
  3. zbierałam TECZKĘ ale najmilszych wspomnień z dzieciństwa:)))
    Agnieszka R

    OdpowiedzUsuń