piątek, 7 lutego 2014

Wczoraj rano, kiedy ścieliłam łóżko, na świeżo odkurzoną podłogę spadły dwa paprochy. Kawałek białej nitki i uczciwie wymięta samoprzylepna karteczka. Spadły w odległości jednego metra od siebie, dwóch metrów ode mnie. Oceniłam odległość, oszacowałam swój potencjał energetyczny i obojętnie przeszłam obok nich. Omijałam je cały dzień. Wypracowałam nawet rytuał: wchodząc do pokoju omijam je z północy, wychodząc omijam z południa. A kiedy w ciągu dnia zadzwoniła rodzicielka, rozmawiałam z nią robiąc ósemki dookoła Marioli i Honoraty. Bo po takim czasie miały już imiona.

Wieczorem Osobisty wrócił z pracy. Kontrolnie rzucił okiem na mieszkanie i już już prawie wyszedł był z pokoju, kiedy jego lewe oko zjechało leniwie ku dołowi. Westchnął, podniósł obie dziewczyny i wyrzucił do kosza. 

Kto jeszcze tak ma, że go swędzi GDZIEŚ COŚ, kiedy paproch leży, albo książka krzywo stoi? Albo gdy ziemniak nierówno na talerzu ułożony i nachodzi na mizerię, he? Podnieść łapę! Bo Osobisty ma zawsze równo ułożone na talerzu. Niezależnie od rodzaju dania, sposobu podania, czy płynności - on sobie rozporządzi, posegreguje i ułoży. Teściowa mówi, że jak miał trzy lata, to jadł schabowe z kurczaka nożem i widelcem, patrząc z pogardą na paskudne bachory, które plastikową łyżką taplały się w przecieranej marchwi. Podobno - tak twierdzi teściowa - nie przepada za zupami, bo ciężko mu makaron w rosole w jedną stronę uczesać. W szafce i na kuchence ustawia ucha garnków w tym samym kierunku, odkłada chochlę równo do krawędzi blatu i nadużywa papierowych ręczników. Z natury jest plamoodporny i nie dopuszcza do powstawania zabrudzeń, a kiedy celowo wytrę o niego uwaloną w sosie łapę, warczy na mnie w języku orków i zrywa z siebie koszulkę, jakby się paliła. Lubię usmarować go czasem na twarzy tylko po to, żeby go potem przytulać i pocieszać, kiedy tak rozpaczliwie wierzga nogami, krzyczy i popłakuje. Ale tylko czasem.

Zazwyczaj wychodzę naprzeciw jego dziwactwom, a nasze mieszkanie prawie w całości lśni czystością i satysfakcjonująco zalatuje detergentem. Prawie w całości. Jest bowiem taka jedna szafka - zamknięta, niewidoczna dla gości, całkiem moja, która nie lśni. Oj nie. Osobisty kilkakrotnie groził, że jeśli w niej nie posprzątam, to gdy przyjdą znajomi, szafkę upubliczni i po wsze czasy mnie ośmieszy. Parę tygodni temu uznał, że przeginam. Że koniec tego dobrego, pora przejść od słów do czynów. Zagroził, że jak tylko moja N. przyjdzie ze swoim S. na kolację, to mi komisyjnie siary narobi. Faktycznie, otworzył szafkę. Moja N. rzuciła okiem i obojętnie stwierdziła, że jak kto ma w szafce, tak ma we łbie i cieszy ją, że moja szafka nie stoi pusta.

 Szafka po otwarciu wygląda tak:

W szafce mam KLUCZOWE rzeczy: zapasową kopertę A4 z bąbelkami, balsam Nivea, trzy pudełka po elektronicznym sprzęcie, bo MOŻE SIĘ PRZYDADZĄ, zestaw filiżanek w okrągłym pudełku, notes, spinki do włosów, złote okulary w kształcie dolarów, miseczki do manicure, kulki musujące i pluszowego misia, kosmetyczkę z dopinanymi włosami, szkatułkę pigmentów do makijażu, patyczki z drzewa pomarańczowego, listy zakupów z listopada, kiedyśmy do IKEA jeździli co chwilę, pilniczki, błyszczyki, gąbeczki do makijażu, aceton, grę logiczną, lakiery do paznokci, perfumy, słuchawki, melatoninę, kabelki, okulary do spania i skarpetki LOT, próbki pomadek, sztuczny palec, odżywkę do włosów, 10 farb akrylowych półlitrowych w tubkach i dłuto.

Chciałabym móc powiedzieć, że ten burdel hodowałam z premedytacją w celach wychowawczych i teraz Osobisty się nauczył, że żaden szantaż na mnie nie zadziała, bo rodzina i znajomi mają o mnie tak niskie mniemanie, że niczym ich nie rozczaruję. Ale prawda jest taka, że misięniechciało. A dzisiaj wstałam o 8.00, podwinęłam rękaw i wzięłam się do roboty, wprowadzając w życie zgooglaną wczoraj wieczorem metodę Trzech Fal:

FALA 1 (10 minut): przynosimy kosz na śmieci i pojemnik na przedmioty nieprzynależne do szafki/pokoju. Bez sentymentów wyrzucamy do kosza wszystko to, co jest zużyte, zepsute, zgniłe, martwe, albo nieużywane od roku. Do dodatkowego pojemnika przerzucamy rzeczy, które trzeba będzie odnieść do łazienki, kuchni, szafki z ubraniami, na półkę z biżuterią, albo wrzucić do portfela. Pozostałe rzeczy odstawiamy na bok.


FALA 2 (2 minuty): wycieramy półki, szyby, zawiasy, klamki!
FALA 3 (5 minut): ustawiamy rzeczy w funkcjonalnym porządku, czyli: najczęściej używane w zasięgu ręki (szufladki z lakierami + perfumy), a rzadziej używane wyżej (palety cieni i podkładów, sprzęt do przedłużania włosów na imprezowe wyjścia, ozdoby do paznokci, brokaty, farby akrylowe do wzorków, zapasowy aceton, blablabla...).


17 minut i mam z bani prezent na Walentynki!

6 komentarzy:

  1. Why u nie masz zdjęcia the best chrześnicy???

    OdpowiedzUsuń
  2. Pracuję nad kompozycją. Objawi się niebawem.

    OdpowiedzUsuń
  3. ten porządek nie długo będzie gościł w tej szafce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Utrzymał się PONAD dwie godziny! I coooo? Zatkało kakało?

      :)

      Usuń
  4. Hmm ja wyznaję zasadę : ważne by po otwarciu coś mi na łeb nie wyleciało i tego siem trzymiem i to mi WYCHODZI !!! Natomiast moje jedno jedyne dziecko-nadzieja rodziców, dziadków, ciotek i wujów oraz teściów zza morza (cmok) przykładu z matki nie bierze wcale, jej refleks wkładania rzeczy do szaf i szafek jest imponujący -szast prast sprzątnięte i szybko zamknięte :) a jak otwieram jej przybytek to nie wiem co łapać i jakieś dziwne emocje mną wówczas targają ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak w szkole będą Ci kazali wypełniać takie karty charakterystyki dziecka, to dopisuj, że jest logistycznie genialna i zamaszyście układna!

      Usuń