niedziela, 25 maja 2014

W sobota grana była przyroda. Trzeba było wstać rano, spakować kiełbasę na piknik i szybko wyjechać, żeby ominąć korki. Przy pierwszej sosence panowie - Osobisty z teściem mym, ojcem swym - zaparkowali równolegle do mchu i zjedli całą kiełbasę. Myśmy z teściową obok tej sosenki w jedną stronę, w drugą, wyskoczyło nam po drodze kilka pająków, z prawej bagno, z lewej bagno. Na ścieżce nieopodal napotkała nas para dwupłciowa ubrana w takie same spodenki, butki i kurteczki, z lornetkami i aparacikiem na szyi: „widziałeś tę czajkę? zrób mi z czajką zdjęcie, no zróóóóób!”. Ooo nie! Wracamy.

Pojechaliśmy więc bliżej miasta, na lotnisko. Na warszawskie lotnisko reaguję sentymentalnie, bo mi się tu Osobisty objawił jako zabawny i pełen wódki chłopak. Stoi tu górka, a 50 metrów od górki lądują i startują samoloty. Jeden za drugim. 

Udokumentowany na zdjęciu chłopczyk pałętał się od lewa do prawa, zadając obserwującym pytania. Teściu, złoty człowiek, cierpliwie odpowiadał na wszystkie:

- Czemu molot jest różowy?
- Bo prowadzi go dziewczynka.
- Jak molot skręca?
- Jest przegubowy.

Tatuś chłopczyka przegonił nas wzrokiem, pojechaliśmy więc na giełdę kwiatów, donic i zieleni wszelkiej. Tu mnie Osobisty urodzinowo zaopatrzył w różne szczęścia:




Jako słynny botanik, zielarz i majawogrodzie, poradziłam sobie z organizacją zieleniny wyśmienicie: mięta samotnie, bo agresywna. Bazylia samotnie, bo dużo miejsca na korzenie jej trzeba. Estragon, tymianek i szałwia razem, bo wszystkie lubią ciasno i sucho. Cząber osobno, bo nikt na googlach nie wie o co chodzi z cząbrem. Nawet zdążyłam już podlać wszystkie rośliny rozcieńczoną kupą dżdżownic. Wspaniale.



Osobisty zagadał Pana Od Kwiatów, czy nie ma przypadkiem takiego egzemplarza, co to go nie trzeba podlewać, przesadzać, nawozić, nasłoneczniać, chłodzić, grzać, podpórek mu robić i żeby generalnie NIC OD NIEGO NIE CHCIAŁ, ale żeby popisowo rósł. Fartownie okazało się, że dokładnie taki pan miał. Kupiliśmy więc niemotę (Zamiokulkas zamiolistny - NIE, NIE WYMYŚLIŁAM TEGO!), co to go Osobisty nazywa Darkiem. Darek ma się świetnie. Podobno jego przodkowie byli jedynymi, którzy po skażeniu miasta Prypeć nadal zdrowo zielenili, Pan Od Kwiatów ocenił więc, że jest szansa iż pod naszą opieką Darek pożyje rok, może NAWET półtora. No, fajnie.

Potem pojechaliśmy na targ owoców i hamburgerów. Moja N. zarządziła watę cukrową, ale najpierw był sok z natki pietruszki i frytki bułgarskie ("Bo ukradłyście?" - zapytał teść mlaskając z zadowoleniem). Na targu kupiłam pierdyliard truskawek i cebulę.

Niedziela też fajnie. Na śniadanie truskawki z miętą, na drugie truskawki z chlebem, na obiad makaron z truskawkami, na podwieczorek szejk truskawkowy. Na kolację cebula. Dzień produktywny: były wybory do parlamentu, szorowanie krzeseł i sprzątanie po pierdyliardzie przetworów z truskawek. Zagospodarowaliśmy dwa stare krzesła na pierwszy element marynistycznego tarasu CO TO GO PLANUJĘ BARDZO. Zagospodarowaliśmy też łubiankę - a nuż okaże się, że jestem GENIUSZEM BOTANIKI i mi się dziko zioła rozrosną. Doniczka z łubianki będzie jak znalazł, tak?





PS: Na zakończenie wątku urodzinowego dodam tylko, że dostałam kartkę od inspektora Mariusza Sokołowskiego, rzecznika prasowego Komendanta Głównego Policji. Taka sytuacja.

7 komentarzy:

  1. Hihi teraz rozumiem czemu Darek :) pasuje! Hihi ...kwiat niemota hihi

    OdpowiedzUsuń
  2. Pragnę zauważyć, że już połowa czerwca :) Gdzie zniknęłaś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ŻARŁAM CZEKOBOMBY! Przecież wiesz, sama żarłaś! A z pełną buzią się nie mówi. Mryg mryg.

      Usuń
    2. PS: Bo można kogoś zastrzelić, he he he.

      Usuń
  3. Alicja dobrze gada, polać jej!
    Aguciuniuniuniu gdzie jesteś????????????????????????????? :(

    OdpowiedzUsuń