Byłyśmy dzisiaj z:
- I., co to ciągle pracuje ze Złą Szefową i wyrwać się nie może,
- B., co to sprytnie wrzodów dostała i się pierwsza wyrwała,
- A., co to jest moją ulubienicą, żoną barmana,
- N., co to jest moją N.,
- A., co to jest szwagierką B. i jest taka najładniejsza,
- A., co to wygrała Bubble Tea, roczną dostawę, choć nie lubi, nie cierpi wręcz,
- A., co to znowu wygrała zabieg kosmetyczny, więc WYRAŹNIE ODDCZUŁA, że coś jej sugerują...
... i mną na "Lejdis Night".
Chodzimy co miesiąc od HOHOHO... - jak dawna. Oglądamy kinowe premiery, ryczymy, zbieramy nagrody, obgadujemy inne flądry, co przyszły nie z nami i też nas obgadują. Taki kobiecy zjazd raz w miesiącu. Mamy taki zwyczaj.
Zwyczajowi temu bardzo dopinguje Osobisty, bo jak ja mam wieczorek wychodny, to jemu z nieba spada do stóp wolny wieczór. Osobisty zdziwiony podnosi go, ocenia potencjał, a potem SPĘDZA.
Dzisiaj spędzał oglądając strzelanki i wybuchy. Wracam do domu i słyszę huki. Myślę: "dokument pewnie ogląda, taki ambity o wojnie, bo on taki politolog i idealista ten Osobisty mój, że nic tylko o pokój na świecie by walczył!". Zerknęłam i ja, coby się odchamić, ale nie - jednak nie. To Bondy były, jeden za drugim.
Obejrzałam i mam opinię. Moim zdaniem lepsze są te stare, ale Osobisty woli nowe. Ja bym
mogła ciągle oglądać te, w których występuje Sean Connery, ale Osobisty niekoniecznie. Tłumaczy mi cierpliwie, że lepszy jest Roger Moore. Tak, to bardzo w porządku chłopak o aparycji sklepowego manekina.
Po jakichś sześciu Bondach, wiem o tych filmach wszystko i dam Wam, dziewczęta, skrót taki, cobyście chłopów zaskoczyć mogły. Ale - ALE! - ale niech czyta tylko ta, co się nie boi wiedzieć! Bo z jednej strony to fajnie rozgryźć jakiś system, ale z drugiej żaden Bond już Was niczym nie zaskoczy. Więc jednak trochę niefajnie.
NA SWOJĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ, TAK?
No. To z Bondem jest tak:
1. Każdy film z Bondem zaczyna się zadymą przedczołówkową. Zadyma
przedczołówkowa stanowi wprowadzenie do głównej akcji Bonda i
obligatoryjnie kończy się co najmniej jednym trupem.
2. Następnie jest czołówka z firmową piosenką Bonda. Co jak co, ale Bondy
piosenki maja znakomite.
3. Czołówka jest wspaniale
seksistowska i za każdym razem skupia się na żeńskich elementach
anatomii w różnym przybliżeniu, zatem SPOKO.
4. Po czołówce następuje zawiązanie akcji w biurze Bonda. Zwierzchnicy
Bonda przypisują mu delegację służbową, a Bond żartuje ze (spojler alert!) ś.p. Miss
Moneypenny.
5. Następnie Bond obowiązkowo zapoznaje piękna kobietę. I ta kobieta jest MEGA ZŁĄ jędzą.
6. Ogólnie wiadomo BAN-KO-WO, że ta pierwsza jest MEGA ZŁA i zdradzi Bonda. Dopiero ta druga będzie
DOBRA. A Bond, ta jałopa-sierota, NADAL TEGO NIE WIE, po dwudziestu filmach.
A później płacz, zgrzytanie zębów i wydobywanie się z opresji. I po co? Zamiast sobie tą pierwszą odpuścić? PFF... też mi super agent.
7. Następnie jest poznanie DRUGIEJ pięknej kobiety, tym razem dobrej. No i pościg.
Matko bosko kołysana! Jakie te pościgi sa nudne. Na scenach pościgu spokojnie można naszykować kolację, wydziergać obrus pod zastawę, zjeść dwa ciepłe posiłki,
pozmywać, odpisać na mejle i zrobić manikjur. Ziew.
8. I dochodzimy do ostatniego etapu, czyli Totalnej Zadymy Końcowej. Owszem, Bond uratuje ludzkość, ale rozpierducha na koniec być
musi. Kilkaset trupów i dymiące zgliszcza. Najlepiej żeby to były zgliszcza jakiegoś
supertajnego obiektu wojskowego. Na dymiących zgliszczach, z
nienagannym przedziałkiem stoi James Bond i jego DOBRA kobieta. A ta ZŁA leży
przygnieciona gruzem – GIŃ FLĄDRO, GIŃ!
I już, mamy przebój kinowy.
PS: A propos Bonda - dzisiaj była premiera "Nauki spadania" z Piercem Brosnanem. Całkiem smaczny, nie zapadający w pamięć film. Podobał mi się, więc OCZYWIŚCIE moja N. przewracała oczami w ciemności, mrucząc z pogardą:
- Ta, jasne! Na drabinę wejdź, baranie jeden. Spadniesz... spadniesz... spadniesz...
- Nie spadnie, cicho...
- SPADNIESZ, SPADNIESZ, OOOOO BUM! SPADASZ... nie chcesz spaść? Spadniesz za chwilę...
- Już zszedł, nie spadł, widzisz?
- NO CO TY, AGATA?! PŁACZESZ?! Pewnie FAKTYCZNIE słuchasz co oni mówią?! Ja tam nie słucham.
- Nie płaczę (chlip smark wciąg)...
- Łojesu, oni teraz będą parą? I to już? Szczęśliwe zakończenie? CHYBA SIĘ PORZYGAM! WYCHODZIMYYYYY!
Niewiele mówiłam, jak nas wyprowadzali, bo pozwolili nam zachować milczenie.