niedziela, 9 marca 2014

Od teścia dostałam wczoraj cukierki z pianką, bo mówi, że jestem taka słodka i puchata. Od wujka B., męża babci G., dostałam cukierki z wódką, bo mówi, że jego nie oszukam. Podziękowałam, dygnęłam i do snu bym im się - tym cukierkom - dała ukołysać NA TYCH MIAST, ale Osobisty przezornie cukierki schował i mówi, że bez zagrychy jeść nie pozwoli. Obudził mnie wczoraj skoro świt, wyłożył zagrychę z prezentem na talerz i mówi: 

- Jedz, będziesz miała siłę obiad robić!

Śledzie z kabanosem i perfumą do cukierków z wódką.

Romantyk mi się trafił. I nawet byłam gotowa romantykowi ziemniaka obrać, świniaka utłuc, albo jelonka oprawić, ale żołądek mój dzisiaj niekomunikatywny był:

- Zjemy coś, dobra? - zagadałam.
- Nie - stanowczo odmówił żołądek.
- Weź się, no chooo...
- Wódkę - mruknął.
- Rano była wódka! Ooo, zobacz: pomidorek. Musimy mieć jakąś witaminę, tak?
- Nie - żołądek skrzyżował ręce na piersi i odwrócił głowę.
- Rybkę?
- Nie.
- Kanapkę z jajkiem?
- Nie.
- Z dżemorem? Mamy cały słoik domowego, od rodzonej mamu...
- SOBIE TEN SŁOIK WETKNIJ WSADŹ SOBIE WYPCHAJ SIĘ TY NIM JA CIEBIE!

Osobisty zdiagnozował, że wymyślam, bo mi się gotować nie chce i zarządził: - Weź się uczesz kobieto, idziesz ze mną mnie nakarmić!

O karmieniu Osobistego trzeba wiedzieć dwie rzeczy: po pierwsze zupą to się myje ręce, zupy się nie je. Po drugie: jak nie ma mięsa, to lepiej żeby był makaron. Bo jak nie mięso i nie makaron, to to kiosk Ruchu jest, a nie knajpa.

Trzymając się tych RACJONALNYCH kryteriów, obraliśmy azymut na kuchnię Króla Macieja. Król Maciej to żadna tam osoba. Król Maciej to postać jest! Kiedyśmy w zeszłym roku pierwszy raz do Sieny poszli, Król Maciej przyszedł się przywitać i wyjaśnić, jak się sprawy mają:

- Dzień dobry, Maciej Sawicki, szefem kuchni jestem i awanturę mam do was: co wy mnie tu dwa rodzaje makaronu zamawiacie, jak się we Włoszech nieparzyście je?! To ja wam trzeci jeszcze nakładam i jeść mi to triplo-pasta-combinatione ino już, bo sam bawolicę doiłem, coby mozarella w farszu jakość miała wysoką, żadne mi tam popłuczyny! Jedz kochana, jedz! Bo wam już krem z dyni niosę, spróbujesz jaki dobry mi wyszedł. Wiesz, PRZED DANIEM GŁÓWNYM żebyś przekąsiła, tak?

- Czemu nie siorbiesz, jak wciągasz tagliatelle? Ręcznie robiłem, żebyście siorbali. Jak nie siorbiesz, to ja myślę, że ci nie smakuje. ZASIORB!

- No i co ty mnie tu pizzę bez oliwy jesz? W oliwie maczaj, toż ci przyniosłem! Nie, czekaj, nie jedz wszystkiego! Pokażę ci jeszcze 238 innych smaków oliwy, które dzisiaj DLA EKSPERYMENTU przygotowałem w kuchni. Oooo, tu masz pepperoncino o smaku napalmu, spróbuj. Pycha, tak? Ooo, a ta butelka jest z oliwą czosnkową. Powiedz: "aaaaaa..." - no i jak? Mlaskasz, znaczy dobre.

 - Dziecko drogie, nic nie szkodzi, że owoców morza nie umiesz jeść. Już Ci Maciuś robi, już już... - no masz! NA TEN TYCH MIAST mi tu jeść tę krewetkę, co specjalnie przyrządziłem w sosie esencjonalnym! Gdzie widelec, babo durna?! Łapami mi tu za ogonek złap, pancerzyk pociągnij, przekręć, w sosie utaplaj i do pyska! Do pyska całą, śmiałooo! No widzisz, znów mlaskasz. Wspaniale!

- Co z tego, że nie ma w menu? Jak lubisz w sosie winnym, to ci zrobię w winnym! Wina się nie odmawia, to nieludzkie!

Może i nie są to cytaty dosłowne, ale osobowość na pewno obrazują. Król Maciej ma prawie dwa metry wzrostu, nosi włosy w kucyka związane, i przyjeżdża do pracy w słonecznym kasku-orzeszku, przemierzając swoim Rometem Chartem ulice stolicy. Na miejscu kłóci się z dostawcą, że "lepiej, żeby ta polędwica wczoraj jeszcze muczała, bo mniej świeżej nie podam!". A jak mu się parmezan i suszone pomidory kończą, to do właściciela Sieny idzie - pięknego, młodego człowieka, co to klientów gości, jak własną rodzinę - i mówi: "Szefie, na zakupy by się zdało, ino prędko. Ino do Włoch!". Mhm, owszem. Bo jak produkty nie są z Włoch, to Król Maciej siada na podłodze w kuchni i śpiewa włoskie pieśni rewolucyjne. Bo niewłoskiego nie poda.

I nam wczoraj włosko podał:

Rettangoloni z mozarellą i bazylią. "Co ty mnie tu od razu mięso zamawiasz, jak ja dzisiaj specjalnie takie czerwone lepiłem? Masz, jedz!". Więc zjedlimy komunalnie i ŁOJESUJAKIEDOBRE!
Łojesujakadobra polędwica wołowa w sosie z zielonego pieprzu: PRZED OSOBISTYM.
Łojesujakadobra polędwica wołowa w sosie z zielonego pieprzu: PO OSOBISTYM.
Polędwica w sosie winnym. Cokolwiek w sosie winny! SAM SOS WINNY NAWET! Łojesujakiedobre!
Ravioli ze szpinakiem z ricottą i w sosie, co to go Król Maciej na biegu wystrugał, bo moja N. zatrzepotała rzęsami, że sosik by chciała. Ale dobrze, że trzepotała, bo ŁOJESUJAKIEDOBRE!

Krewetki! JEDLIMY KREWETKI! Łojesujakiedobre!
Ravioli triangoli z truflami - łojesujakiedobre bardzo!
Panna cotta z malinami, łojesujakadobra!
Tiramisu, co to lepszego NIE ZNAJDZIECIE, choćbyście szukali. Bo to jest (wszyscy razem): ŁOJESUJAKIEDOBRE!

- PFFFFF... chyba ty! - parsknął Osobisty, kiedy mu powiedziałam, że dziś na obiad mielone. 

PS: W Sienie wszyscy wszystko robią z sercem. Kierownik sali - pan Kubuś najmilszy - rozdawał wczoraj kwiaty pięknym paniom. Mojej N. też dał, bo niebrzydka jest. A kwiaty te rozdawał z miłością serdeczną, więc tak się solidnie trzymają:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz