piątek, 21 marca 2014

Byłyśmy dzisiaj z:
 - I., co to ciągle pracuje ze Złą Szefową i wyrwać się nie może,
- B., co to sprytnie wrzodów dostała i się pierwsza wyrwała,
- A., co to jest moją ulubienicą, żoną barmana, 
- N., co to jest moją N.,
- A., co to jest szwagierką B. i jest taka najładniejsza,
- A., co to wygrała Bubble Tea, roczną dostawę, choć nie lubi, nie cierpi wręcz,
- A., co to znowu wygrała zabieg kosmetyczny, więc WYRAŹNIE ODDCZUŁA, że coś jej sugerują...

... i mną na "Lejdis Night". 

Chodzimy co miesiąc od HOHOHO... - jak dawna. Oglądamy kinowe premiery, ryczymy, zbieramy nagrody, obgadujemy inne flądry, co przyszły nie z nami i też nas obgadują. Taki kobiecy zjazd raz w miesiącu. Mamy taki zwyczaj. 

Zwyczajowi temu bardzo dopinguje Osobisty, bo jak ja mam wieczorek wychodny, to jemu z nieba spada do stóp wolny wieczór. Osobisty zdziwiony podnosi go, ocenia potencjał, a potem SPĘDZA.

Dzisiaj spędzał oglądając strzelanki i wybuchy. Wracam do domu i słyszę huki. Myślę: "dokument pewnie ogląda, taki ambity o wojnie, bo on taki politolog i idealista ten Osobisty mój, że nic tylko o pokój na świecie by walczył!". Zerknęłam i ja, coby się odchamić, ale nie - jednak nie. To Bondy były, jeden za drugim.

Obejrzałam i mam opinię. Moim zdaniem lepsze są te stare, ale Osobisty woli nowe. Ja bym mogła ciągle oglądać te, w których występuje Sean Connery, ale Osobisty niekoniecznie. Tłumaczy mi cierpliwie, że lepszy jest Roger Moore. Tak, to bardzo w porządku chłopak o aparycji sklepowego manekina.

Po jakichś sześciu Bondach, wiem o tych filmach wszystko i dam Wam, dziewczęta, skrót taki, cobyście chłopów zaskoczyć mogły. Ale - ALE! - ale niech czyta tylko ta, co się nie boi wiedzieć! Bo z jednej strony to fajnie rozgryźć jakiś system, ale z drugiej żaden Bond już Was niczym nie zaskoczy. Więc jednak trochę niefajnie.

NA SWOJĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ, TAK?  
No. To z Bondem jest tak:

1. Każdy film z Bondem zaczyna się zadymą przedczołówkową. Zadyma przedczołówkowa stanowi wprowadzenie do głównej akcji Bonda i obligatoryjnie kończy się co najmniej jednym trupem.

2. Następnie jest czołówka z firmową piosenką Bonda. Co jak co, ale Bondy piosenki maja  znakomite. 

3. Czołówka jest wspaniale seksistowska i za każdym razem skupia się na żeńskich elementach anatomii w różnym przybliżeniu, zatem SPOKO.

4. Po czołówce następuje zawiązanie akcji w biurze Bonda. Zwierzchnicy Bonda przypisują mu delegację służbową, a Bond żartuje ze (spojler alert!) ś.p. Miss Moneypenny.

5. Następnie Bond obowiązkowo zapoznaje piękna kobietę. I ta kobieta jest MEGA ZŁĄ jędzą.

6. Ogólnie wiadomo BAN-KO-WO, że ta pierwsza jest MEGA ZŁA i zdradzi Bonda. Dopiero ta druga będzie DOBRA. A Bond, ta jałopa-sierota, NADAL TEGO NIE WIE, po dwudziestu filmach. A później płacz, zgrzytanie zębów i wydobywanie się z opresji. I po co? Zamiast sobie tą pierwszą odpuścić? PFF... też mi super agent.

7. Następnie jest poznanie DRUGIEJ pięknej kobiety, tym razem dobrej. No i pościg. Matko bosko kołysana! Jakie te pościgi sa nudne. Na scenach pościgu spokojnie można naszykować kolację, wydziergać obrus pod zastawę, zjeść dwa ciepłe posiłki, pozmywać, odpisać na mejle i zrobić manikjur. Ziew.

8. I dochodzimy do ostatniego etapu, czyli Totalnej Zadymy Końcowej. Owszem, Bond uratuje ludzkość, ale rozpierducha na koniec być musi. Kilkaset trupów i dymiące zgliszcza. Najlepiej żeby to były zgliszcza jakiegoś supertajnego obiektu wojskowego. Na dymiących zgliszczach, z nienagannym przedziałkiem stoi James Bond i jego DOBRA kobieta. A ta ZŁA leży przygnieciona gruzem – GIŃ FLĄDRO, GIŃ!

I już, mamy przebój kinowy. 

PS: A propos Bonda - dzisiaj była premiera "Nauki spadania" z Piercem Brosnanem. Całkiem smaczny, nie zapadający w pamięć film. Podobał mi się, więc OCZYWIŚCIE moja N. przewracała oczami w ciemności, mrucząc z pogardą: 

- Ta, jasne! Na drabinę wejdź, baranie jeden. Spadniesz... spadniesz... spadniesz...
- Nie spadnie, cicho...
- SPADNIESZ, SPADNIESZ, OOOOO BUM! SPADASZ... nie chcesz spaść? Spadniesz za chwilę...
- Już zszedł, nie spadł, widzisz?
- NO CO TY, AGATA?! PŁACZESZ?! Pewnie FAKTYCZNIE słuchasz co oni mówią?! Ja tam nie słucham.
- Nie płaczę (chlip smark wciąg)...
- Łojesu, oni teraz będą parą? I to już? Szczęśliwe zakończenie? CHYBA SIĘ PORZYGAM! WYCHODZIMYYYYY!

Niewiele mówiłam, jak nas wyprowadzali, bo pozwolili nam zachować milczenie.

2 komentarze:

  1. nie było tak, nie mówiłam nic o drabinie :)
    rzeczywiście trochę Cie obśmiałam, że płaczesz a ja nie (dziwne)
    ale nic więcej :P

    Tak jak powiedziałam "dobrze że dali takie fajne rzeczy" film do oglądnięcia nie do zachwytu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Było o drabinie, wyszydzanie było i że chłopaki nie płaczą. Cała sala słyszała, wszyscy potwierdzą!

    OdpowiedzUsuń