środa, 11 grudnia 2013

Niedziela u teściów (schabowe + awantura), poniedziałek w domu (makieta skończona + prezenty dla znajomych), wtorek w terenie (kartki nie-ręcznie robione wysłano + zakupy zaplanowano i wyceniono, nie zrobiono). 

46 kupnych za nami, zostały 4 ręczne na jutrodziś.
Jutrodziś środa.

A w niedzielę wielka, premierowa, niskobudżetowa parapetówka rodzinna. Dla lepszej organizacji i przyspieszenia roboty, OPTYMALIZUJĘ PRACĘ. Skróty sprytne robię, coby w sobotę skupić się już tylko na manikjurach. Nauczyłam się na przykład oszczędzać czas potrzebny na funkcjonalne i eleganckie aranżowanie wnętrz przed imprezą. Od dzisiaj pomijam szukanie miarki w pudle z narzędziami, bo zaczęłam dla odmiany odmierzać przestrzeń metodą na rozłożone ręce. Zna ktoś? "Od lodówki do okna jest obie ręce prosto raz a potem cała ręka i tułów a druga do łokcia i prawie dwie dłonie". Zwymiarowałam sobie tak dzisiaj światełka choinkowe do kuchni i KTO BY POMYŚLAŁ, nie starczyło kabla. A mierzyłam DOKŁADNIE

Odkryłam także, że moja produktywność wzrasta o 230-340% kiedy mikrofalówka odmierza czas. Przez te trzy minuty podgrzewania zupy, zdopingowana lękiem przed dzwonkiem, który sygnalizuje, że kolejne cenne chwile mojego życia umknęły na bezczynnym czekaniu, zdążę: zrobić kanapkę, umyć naczynia, rozczesać włosy, nastawić pralkę, przetrzeć okna, odpalić świeczkę zapachową, zamieść poprochy zza drzwi, odpisać na SMS i posiedzieć chwilkę, dla relaksu. Mogłabym, alternatywnie, patrzeć na obracający się wskaźnik w mikrofali i czekać w odrętwieniu dwa kwadranse, aż te trzy minuty miną. Ale OPTYMALIZUJĘ PRACĘ.

Dodatkowo, w ramach bycia nowoczesną panią domu, nauczyłam się na pamięć wszystkich układów tanecznych i wszystkich tekstów tego wspaniałego, skandynawskiego, wspaniałego, zdolnego, wspaniałego zespołu:



Ten zespół jest wspaniały.
 
PS: Poddałam się z tym bogato zdobionym wieńcem na drzwi, bo drogie to to ustrojstwo i nie stać mnie na wystawianie się z takim majątkiem wprost w ramiona Pana Z Łomem. Poczyniłam ręczne ustrojstwo na drzwi. Kosztowało mnie to 5-8zł + dwa odcinki serialu "New girl". Osobisty rzucił okiem, pogłaskał mnie po czerepie i pokiwał głową z aprobatą, lub znudzeniem. Tak czy siak, nie kazał wyrzucać.

Składniki: ramka z IKEA (5zł za komplet dwóch sztuk), tasiemka i kokardki z Biedronki (3.99zł), różne papierki i kartoniki (0zł, bo scrapbooker nigdy resztek nie wyrzuca), litery samoprzylepne (sto lat temu: 2.50zł w księgarni na bazarku), szyszunie i sztuczne roślinki (0.25gr od sztuki).

Nie miałam wszystkich liter, ale miałam MATERIAŁ na wszystkie litery, tak? 


TAADAAAM! Ładnie i niemal półmało tandetnie.

Chociaż to nie wieniec, wiem.
Może na Wielkanoc się odkuję.

4 komentarze:

  1. Kochana,to normalne że brakło ci światełek, bo skoro mierzysz: " cała ręka i tułów a druga do łokcia i prawie dwie dłonie", to jak się ma ręka do łokcia w stosunku do dwóch dłoni ?!?-no i z moich obliczeń wyszło ze światełek brakło ci od łokcia do dłoni :)
    A rameczka nio raczej wieńcem nie jest , ale to że cudna to NIKT nie zaprzeczy !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli kiedyś założymy z siostrą firmę, to ona będzie naszym logo, bo jest najładniejsza, Ty będziesz księgową, bo jesteś najmądrzejsza, a ja będę dyrektorem, bo na niczym się nie znam. Mryg.

    PS: Kartka idzie. Liliowy róż, to też fiolet!

    OdpowiedzUsuń
  3. hmmm ... ok mogę być logo, ale pod warunkiem, że będę ogrzewanym logo!!!

    OdpowiedzUsuń