sobota, 19 lipca 2014

Grillujemy.

Jutro wielkie planowanie najważniejszej imprezy sezonu, pod tytułem jeszcze nie wiem jakim. Mamy z Osobistym solidne plany, coby momenty byli. Zgłaszam ogólnoświatową nieobecność w dniach 31.07. - 04.08. Tymczasem idę zdjąć misiożelki z grilla.

To ja, jej N.

Jadę pociągiem Warszawa-Gdańsk. Nuda, nikt nie śpiewa. Włamuję się więc hakersko i niespodziewanie na supertajnego bloga o supertajnym haśle i wrzucam zdjęcie niemiłej Pani, z którą jadę pociągiem. Ku radości Waszych serc i dla ostrzeżenia. Ta niemiła Pani jest niemiła.



PS: Sto lat z okazji narodzin mojego świeżo wypchniętego nowego bratanka. Marcele, to fajne chłopaki.

czwartek, 17 lipca 2014

Dwa etaty.

Po sześciogodzinnym spotkaniu z Prezesem, pojechałam na siedmiogodzinne spotkanie z klientem. Teraz się ukłonię i padnę efektownie na ryj, ok? Fenkju, gutnajt, do jutrrrchhhhrrrr.... chrrr.... chrrr.... - chrapnęłą jęczybuła śliniąc się lekutko przez sen.

środa, 16 lipca 2014

Trzym mię pan, bo padnę!

Kupujemy dla pracowników firmy nowy sprzęt. Komputery, komputerki, tableciątka. Wybieramy i przebieramy, bo przed początkiem roku szkolnego wszyscy muszą być wyposażeni. Ex-szefowa, co to przez nią czmychnęłam spod skrzydeł ukochanego ex-Prezesa*, określiła swoje indywidualne preferencje naszemu umiłowanemu kierownikowi IT tak:

- Mmmmmmm... a ten komputer to może być biały?
- Nie wiem, na pewno są takie na rynku, ale to raczej kwestia paramet...
- Nooo... taki biały, to by mi się podobał... mmmmm... mhmmmm... mlask mlask... - mruczała wydymając usta.
- Okay, rozumiem, ale liczy się też szybk...
- To mi biały, bo białe są nowoczesne, więc mocne.

Umiłowany kierownik IT rozmawia dziś przez telefon:

- Tak, tak i jeszcze wycenę na stacje dokujące. Tak. A ma pan może mmffplllm...? - szepnął ze wstydem.
- Co mam, przepraszam? Bo nie dosłyszałem? - dopytywał sprzedawca.
- No, wie pan. Jakiś bbmmmllptop.
- Nie rozumiem, nie wiem.
- Biały laptop. Biały.
- Tak, ale JAKI?
- Nooo... taki biały.
- Ale jaki biały? Siedemnastka, piętnastka? i5 czy i7? Marka chociaż?
- BIAŁY! BIAŁY MA BYĆ! Żeby pasował użytkowniczce do białych butów, białego samochodu i białych włosów!

BADUM-CY!

______________________
*już nie ex, już jesteśmy na zawsze razem!

wtorek, 15 lipca 2014

Przyjaciół poznaje się w (o)biedzie.

Czy ja już wspominałam, że moja N. wprowadziła się tu, do bloku? Zgarnęła swojego S. za rękawek, zaprowadziła na trzecie piętro i powiedziała: - Tu będę mieszkać, wnieś komody! 

Są plusy i minusy tej sytuacji. 

Minusy są takie, że kiedy jestem na urlopie, N. pisze do mnie rozgoryczone i pełne pretensji SMSy: "czemu nie zostawiłaś mi kluczy?!?!!!?!", przez co ja spać nie mogę, bo NA PEW NO matka ją bije, zupa była za słona, a w ogóle to wywalili ją z pracy i nie ma gdzie mieszkać. A potem się okazuje, że GULASZ ROBIŁA i chciała tylko z szafki wziąć mąkę, żeby go ZABIELIĆ. Matko Buzka.

Plusy są takie:

N. to ta żółta. N. to ta głodna. Nie wiem, kim jest Andrzej.

A jak już powiem mojej N., że na obiad dzisiaj gołąbki, to ona w piżamach, lekko wymięta, z grzywką niedbale zarzuconą na bok schodzi do nas na parter i domaga się jeść. I pić. I wtedy - takie wymięte, z wymiętymi chłopami u boku - robimy sobie na tarasie tak:

Wtorek, dziś, 19:40, minut od głodnego SMSa: 18''.
Ma ktoś z Was taką swoją N.? Co to - zupełnie bez emocji i nawet brwi w samozdziwieniu nie unosząc - stopę za głowę zakłada stojąc w kolejce do mięsnego ("Boszszsz, jak mnie tył uda smyraaaaa, boooszzzzzz PODRAAAAP MNIEE O TU O TAAAM O JESSUUU TAAAAAK!!!!"), a jak Pani Ekspedientka spojrzy raz, czy drugi z niedowierzeniem, to N. głośno i dobitnie szepcze mi do ucha: - Eghem, TA PANI jest DZIWNA.

Taki mi się w życiu plus trafił.

poniedziałek, 14 lipca 2014

Poniedziałek rano, po urlopie.

- Skarbie, znów jęczałaś w nocy i musiałem cię USPOKOIĆ DOTYKAJĄC GŁOWĄ.
- Jak? Czym?
- No wiesz, bo chyba znów miałaś złe sny i MUSIAŁEM CIE RATOWAĆ. Płakałaś chyba.
- Miałam, tak. Zepsuł mi się taki pistolet na ektoplazmę i… ale JAK? CZYM mnie USPOKOIŁEŚ?
- No wiesz, dotykiem. ZAWSZE działa. Uspokoiłem cię, dotykając głową twojego czoła.
- ?!
 - JEZU, tak trudno zrozumieć? No uspokoiłem cię trochę Z BAŃKI.

niedziela, 13 lipca 2014

Veni vidi viprali.

Osobisty rozwiesza kolejną partię prania, jesteśmy już niemal cywilizowani, już PRAWIE nie mamy błota między palcami, a dziś wyczesałam z grzywki ostatni brzozowy liść. Zatem KONIEC WAKACJI. Ale nie tak całkiem, bez histeryji. Najpierw wspominki.


Tu z Bazylim czekamy aż się OOOSTAAATNIEEE zakupy zrobią. W drodze do.
Tutaj sielsko, sielsko - 3km przed miejscem docelowym.
Tu miejsce docelowe, 2 minuty po wylądowaniu CYKAM SELFI.
Kontrola jakości, czystości i falowania - POBŁOGOSŁAWIŁAM ręką, można skakać.
Dla rozruszania kości ZABULILIŚMY w boule.
Taki Osobisty chlorowany, o!

Och, MATULU! Jak myśmy tam żarli wspaniale.
W dniach 7-14.07.2014r. brutalne zachmurzenie nad Kielczykowizną trwało w sumie 17 minut.

Tu SYRY opalam. Element minipsa widoczny na obrazku.
A jak mi się udało na fotel WEJŚĆ i NIE SPAŚĆ, to się na rumiano opalałam od śniadania do obiadu.
Sobie kupiliśmy trzy szampany po 11zł każdy, że NA WYKWINTNIE i z bąbelkami.

Takie fajerwerki z colą i whisky śniadania.
Tutaj szukam szkieł kontaktowych i trenuję NA WSZELKI WYPADEK do "Tańca z Gwiazdami".
Taka ładna brzydka pogoda była przez te wspominane 17 minut.

Lekkie śniadanie, tak? Żeby mieć lepszą WYPORNOŚĆ w basenie.

BYŁO, DZIAŁO SIĘ. A teraz mam pięknie upieczone udka, a skrzydełkach tak NA STYK, że prawie skóra chrupie i schodzi. Zadupiastość miejsca nie przeszkadzała w niczym, brak zasięgu ani mnie swędził, ani mi wadził. Luz, gołodupcenie i cztery psy wiernie broniące przed owadami. SIELANKA. I smykałko-bakcyla załapaliśmy: postanowiliśmy Polskę zwiedzić, Białystok od Bielsko-Białej rozróżnić, nawyk turystyczny podtrzymać. Więc w sierpniu fotoreportaż SKĄDEŚINĄD, się zobaczy. Jakieś pomysły? Proszę o cynk. 

Idę smarować skrzydełka, żeby tak nie chrupały, jak chodzę.

PS: Zapisy na kartkę pocztową z Kazimierza lub innych Kątów Rybackich: CZAS START.

niedziela, 6 lipca 2014

Meldunek telefoniczny!

(meldunek ON) Wyjazd rozpoczął się doprawdy bardzo sympatycznie. Na wyjeździe z Wołomina mijaliśmy piękna, zieloną łąkę. Na łące, centralnie, acz w pewnym oddaleniu, stała taksówka. Obok taksówki – wielki, goły facet, przodem do drogi, i się onanizował. Serdecznie pozdrawiamy!
 
Na miejscu dostaliśmy do towarzystwa cztery psy. Jednego beagle, jednego rottweilera (własność prywatna), jedną popierdółkę i jedną sarnę-kundla. Ale to takiego kundla, z wyglądu i zachowania, że powinno się go utrwalić w Sevres jako wzorzec kundlowatości. Kundel z niegasnącym optymizmem żebrze o jedzenie, podczas gdy beagle, równie nieprzerwanie, próbuje go przelecieć. (meldunek OFF)

sobota, 5 lipca 2014

Klapki na nogach!

Jedziemy na dwa samochody, bo się moje i Osobistego bikini nie mieszczą w jednym. Jeśli uda mi się zrobić z telefonu meganadajnik supermocy z Internetem, to będę pisała codziennie tu, o tutaj, właśnie w tym miejscu, gdzie czytasz. Jeśli mi się nie uda, to będę codziennie o TUTAJ (proszę klikać i nie narzekać - jeden obraz mówi więcej, niż tysiąc słów, tak?).

POJECHALI.
Prezes ucałowany, biurko opustoszałe, fotel dosunęłam równo do krawędzi blatu. Znaczy można jechać na urlop. W ramach wypoczynku, relaksu i beztroskiej swobody:

- kupiliśmy z Osobistym 60 litrów wody w 1,5 litrowych butelkach i dodatkowe 15 litrów w pięciolitrowych butelkach, a potem ponieśliśmy to w zębach do samochodu, bo wózek skrzypiał i nie chciał nosić,
- zaopatrzyliśmy się w spiralki antykomarowe, skuteczne, kadzące, a potem się nimi rzetelnie i rezolutnie udusiliśmy NIEMAL oraz PRAWIE,
- po x godzinach zakupów i po y przespacerowanych kilometrach, gdzie x= 21:30 - 16:30, a y= milion, usiedliśmy w domu, żeby coś zjeść,
- a potem Osobisty zgubił zęba.

Osobisty od trzech dni kitrał w plecaku wafelka i począł go jeść po tych zakupach cholernych, bo WIA DO MO, że "cukier stres wypłukuje, a bez wafelka to ja mogę normalnie z tego stresu zapaści dostać i w ogóle to omnomnomnom..." - mamrotał zalewając herbatę i zdzierając opakowanie z princepolo. Po chwili malowniczo uwalił się na łóżko, bo bilans cukierniczy w organizmie został wyrównany.

- Kamień jakiś, czy co? – kontemplowanie meczu Brazylia-Kolumbia (2:1) przerwało mu wymlaskane pod językiem CUŚ. - No, kurde kamień – przekonywał sam siebie, kręcąc głową z niedowierzaniem i elegancko wtykając palec głęboko do paszczy – No, mówię Ci, że kamień, no!

I nagle go oświeciło, TADAM! - wypluł plombę

Żeby tylko plombę! Ha! On wydłubał plombę z połową zęba. Cud, miód i malina.

Osobisty chwycił się za pysk, wpadł do kuchni.
- Cierpię – usłyszałam i dostrzegłam dramatyczną wywrotkę oczami, doskonale zsynchronizowaną z głębokim – Ach! Jakoś dam radę, wychodzę! – wyseplenił – Ale wrócę.

Po 10 minutach zadzwonił. - Niby piątek jest i godzina 21.45, ale przecież stomatolodzy to prywaciarze, tak? Kasę zarabiać chcą, więc walka o klienta ich obowiązuje! - kombinował Osobisty, sepleniąc mi do telefonu.

URLOP DO 21 LIPCA” – przeczytał głośno napis na drzwiach pierwszego gabinetu. No dobra, no! TO NIE ZAROBISZ! – powiedział głośno i skierował się do kolejnych drzwi. Z POWODU PRZERWY URLOPOWEJ…”? No dobra, TY TEŻ NIE ZAROBISZ! - wrzasnął do stomatologa, którego ewidentnie nie było. W drodze powrotnej do domu, lawirując swobodnie między fazami zaprzeczenia, gniewu, wyparcia i akceptacji, przeczytał jeszcze ze cztery podobne komunikaty na drzwiach dentystów, którzy postanowili NAGLE I NIESPODZIEWANIE ZNIKNĄĆ! Masowo.

Googlam numer ostatniej szansy: znajduję ogłoszenie ze zdjęciem domku jednorodzinnego. Na bramie widać napis: "PANI DOKTOR STOMATOLOGII, BARDZO PROFESJONALNA, NR TELEFONU...". Dzwonię, że Osobisty już do niej jedzie. Bo w końcu niby 22.20, no ale przecież stomatolodzy to prywaciarze, walka o klienta ich obowiązuje, tak?
- Słucham? – męski głos.
- Pani doktor, bardzo profesjonalna? - zagadałam błyskotliwie.
- Jedną chwilę…
Szum, wrzaski, w tle dialog: „Jadźka! To do ciebie! Mamo jeeeeszczeee ta walizkaaaaa! Stasiuuuu, nie! Nie weźmiemy na wczasy twojego żółwia! Ja oszalejeeeeę, jeśli zaraz nie wyjedzieeemyyyy!”. Kroki i już damski głos:
- Tak, słucham?
- Pani doktor bo ja, bo mojemu, bo JEDZIE DO PANI CZŁOWIEK BEZ PLOMBY!
- Chętnie panią zapiszę, właśnie wyjeżdżam, ale wracamy... -
DZYŃDZOŃ! - przepraszam, ktoś dzwoni do drzwi.

Po chwili słyszę: 
- Pani doktor, ale MI WYPADŁA PLOMBA! Ja bez niej nie mogę żyć, ja nie mogę bez niej oddychać, ja właściwie W OGÓLE JUŻ NIE ODDYCHAM, nie mówię, nie jem! Potrzebuję morfinę na ból, tak mnie boli. A PANI JEST LEKARZEM I PRZYSIĘGAŁA PANI NA TEGO PITAGORASA!
- Hipokratesa…
- No właśnie! Euklides mówił, że PANI MUSI ŻYCIE RATOWAĆ, a ja tak stoję pod pani domem i położę się przed samochodem, jak mnie panii…
NIECH PANI MNIE RATUJE! – wrzasnął w końcu, już mocno zdesperowany.
- Dobrze, założę panu fleczer, ale mąż mnie zabije... – westchnęła głęboko pani doktor i wpuściła Osobistego do gabinetu. 

(dalej opowiada Osobisty)
Rozdziawiłem gębę i pokazałem ząb. Pani doktor westchnęła po raz drugi.
- Przecież to dwójka, tu nie da rady włożyć fleczera, to trzeba zrobić!
- Noooo – wymamrotałem, energicznie przytakując. - A skoro pani już odsłoniła zęba – kontynuowałem sam wpychając sobie do gęby waciki i bliżej położone sprzęty – to przecież CO ZA RÓŻNICA, tak?
- Aaaaa! I jeszcze jedno – uśmiechnąłem się, jak umiałem najbardziej czarująco z pyskiem pełnym ligniny – Mam tylko 50 zł, ale przecież ten Demokrates i w ogóle.
- Echhhh – westchnęła jeszcze głębiej pani doktor i nie powiedziała nic.

Z góry słychać było „Jaaaadźźźźźźkaaaaa, ja oszalejejeeeeę! Gdzie są moje wędkiiiii”.

czwartek, 3 lipca 2014

Ino przelotem, bo sprzątam!

Siedzę w pracy, macham nogą, ziewam. Nikogo nie ma, wszyscy wyszli z biura godzinę temu, a ja przedurlopowo ogarniam robotę, planuję co komu przekazać, odpisuję na maile tak zawzięcie, że chyba nawet "EROS.PL  - przedłuż sobie penisa o 7cm!" otrzymał informację o mojej planowanej niedostępności i obietnicę, że wrócimy do sprawy po czternastym lipca. Dzwonek SMS. Obcy numer.




Kto zgadnie kto do mnie napisał, ten wygrywa dodatkowe 3.5cm penisa po czternastym!

środa, 2 lipca 2014

Plan urlopu!

- Książkę napisz! – powarkuje Osobisty – napisz KONIECZNIE, będziemy bogaci! Taką - NO WIESZ! - taką pod tytułem „Zarządzanie małym palcem z kanapy”, czy coś!

Trochę się czepia, nieznacznie ma racje. Bo urlop niebawem, KTOŚ TO MUSI OGARNĄĆ, tak? Cóż w tym złego, że wykorzystuję (WSZYSTKICH W ZASIĘGU WZROKU! – dorzuciłby chętnie Osobisty i rozległyby się brawa całej rodziny)... TFU! - że robię użytek z posiadanych zdolności organizatorsko – logistyczno – motywacyjnych? Cóż w tym złego, że stosuję głównie motywację szantażem, skoro wszystko to, co powinno być zrobione, jest zrobione. Cóż złego w skuteczności, prawda?

 Mamy listę zakupów, prawie kompleksową:

- papier toaletowy przeciwko kupie,
- lepy przeciwko muchom, 
- krem przeciwko samozapłonowi,
- koce przeciwko robakom na trawie,
- żywność przeciwko głodowi,
- piwo (nie mam nic przeciwko).

Mamy też - poza planem zakupów - zadaniowy plan:

- pedikjura i manikjura przed wyjazdem,
- ogólnodepilacyjno-peelingowy, żeby aerodynamikę uzyskać odpowiednią na basen,
- prania full garderobianego, bo zeszłourlopowa odzież zatęchła z nieużytkowania,
- spakowania się nawet może, ale to się jeszcze zobaczy,
- posprzątania niemal-prawie-jakby-świątecznie, coby po urlopie do niedorzecznej czystości wrócić.

Wyznaję teorię, że taki świąteczny blask i błysk ułatwią pożegnanie z urlopem i powrót do pracy.

PS: Tak tylko gadam, bo całkiem nie mogę się doczekać powrotu do pracy. HA!

PSPS: Chrześniak dostał - w ramach podsumowania roku szkolnego - raport postępów. Takam dumna, że aż bezwstydnie upublicznię. Kto nie pochwali, ten nieczuły jesiotr i drętwa płyta karton-gipsowa!


wtorek, 1 lipca 2014

Czerwiec był taki, że hoho!

AJMSORY!? Bo był Dzień Dziecka, więc babcia G. dała kasę, a sąsiadka przyczarowała ciasteczkiem. Dzień później posprzątałam w komodzie, ale nie na długo się to zdało, bo dwa dni później była impreza i nie miałam się w co ubrać. I wtedy SZAST PRAST! - ład się skończył. Później przyszedł piątek i myłam taras, a potem była niedziela i zdziwiło mnie to bardzo. Że to już niedziela. A w poniedziałek, 9 czerwca, zaczęłam (PONOWNIE!) pracę u mojego ex-Prezesa. I wtedy się zaczęło. Łohohoho, jaka ja jestem:

a) rozpieszczona
b) ugłaskana
c) połechtana w dzyndzel
d) zarobiona
e) zalatana
f) rochichotana
g) supermegaważna!

Jakbym do oblubieńca ulubionego pod kołderkę weszła, o! Tak mi jest z ex-Prezesem, nawet przy ludziach. Prezes, wspaniały człowiek, na pewno klasy w człowieku się nie doszukuje, elegancję cudzą ma za nic, generalnie preferuje zadyszkę i loczki. Wiem, bo jam jest jego faworyta. 

(10.06.2014r., zapoznanie z Ważnym Panem Od Załatwiania Spraw)

- Panie Krzysztofie, to jest pani Agata, ja ją wręcz za bardzo lubię!

(13.06.2014r., telekonferencja na trzy kamery: ja, ex-Prezes, Ważna Pani Z Innego Biura)
- Pani Agato, pani obniży kamerkę, bo ja pani nie widzę.
- Mhm... i tak jak mówiłam kluczowym jest żeby wdrożenie odbyło się przed...
- Niżej, pani Agatko! Niżej, bo nie widzę pani walorów!
- UGHMPFFF... - zachrząknęłam - ... przed wrześniem, bo we wrześniu ruszamy ze szkolen...
- WALORY POZA KADREM!
- Panie Zbigniewie, nie ma walorów, nie wzięłam dzisiaj, nic nie pokażę!
- Widziałem rano, że pani ma... - odpowiedział smutno.

(25.06.2014r., rekrutacje, odpowiadam na pytanie kandydata na szefa działu)

- Tak, zakładamy możliwość oddania udziałów w jednej ze spółek osobie zarządzającej.
- Bo pani Agacie to ja bym wszystko oddał, ale ona brać nie chce!

(30.06.2014r., rozmowa z p. Aldoną, gosposią ex-Prezesa)

- Ty masz uczulenie na szpinak, czy nie lubisz?
- Eeee... lubię pani Aldonko i nie mam uczulenia.
- A to cholerny kłamca...
- Kto?
- Zbyszek! Powiedział, że mam nie robić szpinaku na obiad, bo Ty mu mówisz, że jest niecałuśny potem!

Tak, więc tak. Zostaję. MHM. A w piątek jadę z Osobistym na urlop, bo dostałam - OWSZEM, mhm! - tydzień urlopu po trzech tygodniach pracy. Tak. Zgadza się. MOŻNA MNIE Z ZAZDROŚCIĄ NIENAWIDZIĆ. Nic nie szkodzi, nie przeszkadza. Jestem faworyta teraz, to se mogę, to se mam gdzieś.

PS: a może by tak, dla odmiany, w lipcu pisać codziennie?

PSPS: Oglądamy z Osobistym Mundial. Oglądamy codziennie, że hoho. Są zakłady ze znajomymi, wysokie stawki, krzyki i awantury. Moja N. nie chciała być gorsza i pełna determinacji przyszła do nas na mecz inauguracyjny. A w 26 minucie...