wtorek, 12 listopada 2013


CZWARTEK, 7 listopada 2013r.

Kochana Szafo,

Siedzę w domu sama jak palec, internetu niet, książki wszystkie przeczytane, w lodówce pusto, narzuta już gładsza nie będzie, okien nie ma co myć, bo teściowa dwa tygodnie temu szorowała. Układam więc w kosteczkę kolejny raz koszulki Magicznym Składakiem Co To Go Każda Pani Domu Powinna Mieć A Nie Wiadomo Czemu Nie Ma, w międzyczasie Osobisty tyra z pasją do 16.00. Potem jedzie na pocztę, potem do teściowej na schabowego z kurczaka, potem nosi meble, potem odwiedza koleżanki, a później musi podjechać do sklepu. Wraca o 21.30, strasznie zabiegany, idzie spać. Trafił mi się maratończyk.


PIĄTEK, 8 listopada 2013r.

Kochana Szafo, 

Jestem fatalna w randki.
Wydepilowałam się od czoła po pięty, założyłam czerwoną sukienkę, wygładziłam włos, przyczerniłam rzęsy. Osobistego podrywać będę, bo oto piątek, tygodnia koniec i początek. Osobisty zamruczał z aprobatą, wchodząc do domu o nieprzyzwoicie wczesnej porze. Ale żeby romans tani nie był i zbyt szybki, w trymigi przyszli Panowie Specjaliści podłubać w kabelkach. Bo w kuchni było takie gniazdko, co to – jak w życiu -  miało wszystkie dziurki, komplecik jak marzenie, ale nic w środku kabelek nie iskrzył. I napięcia między gniazdkiem a kabelkiem niet.

Pan Majster rozejrzał się z pogardą po ścianach, zmarszczył monobrew, wymienił spojrzenia z Panem Pomagierem, zakasał rękawy i wszedł na drabinę. Zaczął stukać śrubokrętem w ściany. Stuk, stuk, stuk...
- No, nic tu ku*** nie wystukam dzisiaj!
- Nic a nic, a kabli nie widać ku*** – pokręcił z niedowierzaniem Pan Pomagier.
- Normalnie bym wystukał, ale tutaj nie mogę, ku*** ! – Panu Majstrowi opadły ręce.
- I w ścianie puszki ku*** nie ma, kabli nie widać!
- Ku***, kujemy! – padła rzeczowa decyzja.

I rozkuli. Wzdłuż, wszerz, na głębokość nawet. Pan Majster dowodził wszystkimi i bardzo był opryskliwy, bo twardym trzeba być, jak się pracuje z chłopami. Tak mówił. Pan Pomagier był nie mniej zadufany w swoim kabelkowym talencie i nie chciał dać się zagadać. Pan Dozorca natomiast, co to z zawodu dozoruje wszystkie prace w obrębie naszego bloku, chichotał i opowiadał z mocno wschodnim akcentem, jak to w Portugalii pracował jako pomocni elektrik i teraz potrafi szast-prast wszystkie kable wyjąć, wsadzić, a potem zagipsować. Żeby gołosłownym nie być, zagipsował wszystko – ścianę płaską zagipsował na apetyczny, półokrągły poślad, moją sukienkę zagipsował, pończoszkę do kompletu też, podłogę, ściany, Osobistego, lodówkę. Siebie także, żeby dopełnić dzieła.

Na odchodne, kłaniając się Panom Specjalistom w pas, zadeklarowaliśmy, że jak najbardziej gips może na podłodze zostać, nawet ładnie mu w tym miejscu, że Z CAŁĄ PEWNOŚCIĄ nikomu nie szkodzi ten drut co wystaje, a już na pewno LEGIA PANY i jak pójdziemy na 11 listopada na pochód, to tylko z legionistami. Nie można było się nie zadeklarować: „Mój syn 11 listopada idzie na pochód. Z legionistami. A PANI?! PAAAANI TEŻ?!?!!!” – zadudnił Pan Majster łypiąc na mnie groźnym okiem. „Ooooj, ja też! My oboje! CE CE CE WU KA, CE WU KA ES LEGIA!” – ryknęliśmy z Osobistym równocześnie. 

A kiedy już wyszli, na kolanach podłogi z gipsu szorowaliśmy. 
Taka randka.


 SOBOTA, 9 listopada 2013r.

Kochana Szafo,

Wczoraj, w międzyczasie mycia podłóg, przyszły do nas dwie sąsiadki i powiedziały, że STATYSTYCZNIE RZECZ UJMUJĄC, dzisiaj zostaniemy napadnięci.

Bo tak (kalendarium będzie grane):

- blok rok temu oddano do użytku,
- parter oddano do użytku wiosną tego roku,
- one mieszkają tu od 10 września tego roku,
- 21 września tego roku, Pan Z Łomem wziął był wszedł im do mieszkania (kiedy poszły na chwile, głupie flądry, do sklepu po papierosy) i okradł je z dobytku całego: gotówki, laptopów, dokumentów różnych,
- tego samego dnia policja ogarnęła się, że Pan z Łomem próbował wejść do pozostałych czterech mieszkań na parterze, w tym do naszego, ale ALBO nie dał rady, choć ślady na drzwiach tarasowych świadczą o tym, że mocno próbował, ALBO zorientował się, że mieszkanie jeszcze nie jest zamieszkane i ODŁOŻYŁ NAS SOBIE NA PÓŹNIEJ,
- 22 września dwie sąsiadki zrobiły wywiad z sąsiadami z bloku i dowiedziały się, że Pan Z Łomem był też w dwóch innych mieszkaniach, kilka miesięcy wcześniej – na I i na II piętrze!
- od 8 listopada 2013r. mamy paranoję, bunkrujemy się, nie wychodzimy z domu!

Fenkju, gutnajt (przy zapalonym świetle).



NIEDZIELA, 10 listopada 2013r.

Kochany Panie Z Łomem,

Dziękuję Ci, że jesteś. Bardzo się z Osobistym do siebie zbliżyliśmy, od kiedy siedzimy w zamkniętym mieszkaniu, nie podnosimy żaluzji, nie otwieramy okien i chodzimy razem do toalety. Uczucie rodzi się na nowo.

Ileż znaleźliśmy nowych, wspólnych pasji! Takie na przykład planowanie scenariusza obrony („Jak on wejdzie przez taras, to ty go ściągnij na podłogę, jak zapaśnik, a ja zacznę po nim skakać!”), albo gotowanie obiadów (z grzybków marynowanych i tuńczyka w puszce, bo nie możemy wyjść do sklepu). Udało się nawet w mikrofalówce suflecik odstawić, czterominutowy, czteroskładnikowy.


Mąka, mleko, jajko, kakao. A jak ktoś sobie życzy, to i cukier.

Osobisty, w przypływie brawury, wyrwał się po 18.00 (w makijażu, peruce, kapturze i pod parasolem) na przejażdżkę do teściów, coby gaz pieprzowy matce własnej wyrwać z torebki. Bez żalu oddała, bez wstydu przyjęłam. Dzień mijał błogo, ale ponieważ żyjemy zdrowo i jemy pięć posiłków dziennie, przy czwartym daniu z grzybków marynowanych żyłka nam pękła na czole i wyszliśmy do Tesco po sprawunki. Zrobiliśmy rozsądne zakupy na cały tydzień obiadów, ze 3 kolacje, co najmniej 4 śniadania i każdorazowo deser lub drink za łączną kwotę 250zł! Ekonomicznie i apetycznie. I nawet nam Pan Z Łomem lodówki nie ukradł w międzyczasie, więc będzie gdzie to trzymać.


PONIEDZIAŁEK, 11 listopada 2013r.


Kochana Szafo,

Mam nadzieję, że Pan Majster nigdy tego bloga nie przeczyta, bo szlag go trafi, wróci i złapie nas za fraki, jak się dowie, że nie byliśmy na pochodzie. NIE MOGLIŚMY IŚĆ, DOBYTKU PILNUJEMY.

Siedzimy pokornie w mieszkaniu i bawimy się w dom. Było już pierwsze pranie i pierwszy obiad z ziemniakami. Narada rodzinna była i ustaliliśmy zgodnie, co rodzice dostaną na Gwiazdkę. Potem obejrzeliśmy film rodzinny, zagraliśmy w kilka strzelanek, parę rozgrywek w zombie. Przeczytałam nową książkę, co to mi ją kolega – autor! – wysłał („Infekcja”, Andrzej Wardziak, premiera właśnie była, książka wciąga jak odkurzacze Kerby) i zaplanowałam z Osobistym, kiedy zwozimy do nas ozdoby świąteczne (za dwa tygodnie). 

A potem posmyrałam Osobistego za uchem, żeby zasnął i usiadłam w kuchni przy stole, odpaliłam Worda i siadłam do roboty. I tak siedzę aż do teraz. I będę siedzieć nadal, jeszcze długo, pewnie do świtu. PRACUJĄC. I strzegąc zagrodę przed łomiarzami.

PS: Moja N. dała mi taki pendrajwik, co to w nim jest internet, wystarczy wetknąć sobie albo komuś. I wtykam i wysyłam posta. MEDŻIK. Ale limit mam mały, bardzo malutki. Więc zdjęć nie wgrywam żadnych, postów z obrazkami nie piszę, oszczędzam transfer na wysyłanie plików do pracy. NO SORRY, no! Osobisty internet załatwia, tak?

PSPS: Nie porzucajcie nadziei, postaram się pisać bardziej OBRAZOWO. Zgoda?

PSPSPS: Są już świąteczne reklamy w telewizji? 

3 komentarze:

  1. Świątecznej reklamy żadnej nie widziałam, jednak to może być spowodowane tym, że nie ma telewizora :D Ale za to dwa tygodnie temu kupiłam colę i czekoladę z mikołajem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A w Tesco są bombki, łańcuchy i te inne. I w tle gra kolęda, tylko taka zmielona przez Skrillexa. Wspaniale! PS: dawaj nowy adres, jeno myk myk!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam nowy stary adres pod warszawę znów się przeniosłam :) na jakieś piwko trzeba wyskoczyć ;)

      Usuń