CZWARTEK, 7 listopada 2013r.
Kochana Szafo,
Siedzę w domu sama jak palec,
internetu niet, książki wszystkie przeczytane, w lodówce pusto, narzuta już
gładsza nie będzie, okien nie ma co myć, bo teściowa dwa tygodnie temu
szorowała. Układam więc w kosteczkę kolejny raz koszulki Magicznym Składakiem
Co To Go Każda Pani Domu Powinna Mieć A Nie Wiadomo Czemu Nie Ma, w
międzyczasie Osobisty tyra z pasją do 16.00. Potem jedzie na pocztę, potem do
teściowej na schabowego z kurczaka, potem nosi meble, potem odwiedza koleżanki,
a później musi podjechać do sklepu. Wraca o 21.30, strasznie zabiegany, idzie
spać. Trafił mi się maratończyk.
PIĄTEK, 8 listopada 2013r.
Kochana Szafo,
Jestem fatalna w randki.
Wydepilowałam się od czoła po
pięty, założyłam czerwoną sukienkę, wygładziłam włos, przyczerniłam rzęsy.
Osobistego podrywać będę, bo oto piątek, tygodnia koniec i początek. Osobisty zamruczał z aprobatą,
wchodząc do domu o nieprzyzwoicie wczesnej porze. Ale żeby romans tani nie był
i zbyt szybki, w trymigi przyszli Panowie Specjaliści podłubać w kabelkach. Bo w
kuchni było takie gniazdko, co to – jak w życiu - miało wszystkie dziurki, komplecik jak
marzenie, ale nic w środku kabelek nie iskrzył. I napięcia między gniazdkiem a
kabelkiem niet.
Pan Majster rozejrzał się z
pogardą po ścianach, zmarszczył monobrew, wymienił spojrzenia z Panem
Pomagierem, zakasał rękawy i wszedł na drabinę. Zaczął stukać śrubokrętem w
ściany. Stuk, stuk, stuk...
- No, nic tu ku*** nie wystukam
dzisiaj!
- Nic a nic, a kabli nie widać
ku*** – pokręcił z niedowierzaniem Pan Pomagier.
- Normalnie bym wystukał, ale tutaj
nie mogę, ku*** ! – Panu Majstrowi opadły ręce.
- I w ścianie puszki ku*** nie ma,
kabli nie widać!
- Ku***, kujemy! – padła rzeczowa decyzja.
I rozkuli. Wzdłuż, wszerz, na
głębokość nawet. Pan Majster dowodził wszystkimi i bardzo był opryskliwy, bo twardym
trzeba być, jak się pracuje z chłopami. Tak mówił. Pan Pomagier był nie mniej
zadufany w swoim kabelkowym talencie i nie chciał dać się zagadać. Pan Dozorca
natomiast, co to z zawodu dozoruje wszystkie prace w obrębie naszego bloku, chichotał i
opowiadał z mocno wschodnim akcentem, jak to w Portugalii pracował jako pomocni elektrik i teraz potrafi
szast-prast wszystkie kable wyjąć, wsadzić, a potem zagipsować. Żeby
gołosłownym nie być, zagipsował wszystko – ścianę płaską zagipsował na
apetyczny, półokrągły poślad, moją sukienkę zagipsował, pończoszkę do kompletu
też, podłogę, ściany, Osobistego, lodówkę. Siebie także, żeby dopełnić dzieła.
Na odchodne, kłaniając się
Panom Specjalistom w pas, zadeklarowaliśmy, że jak najbardziej gips może na podłodze
zostać, nawet ładnie mu w tym miejscu, że Z CAŁĄ PEWNOŚCIĄ nikomu nie szkodzi
ten drut co wystaje, a już na pewno LEGIA PANY i jak pójdziemy na 11 listopada
na pochód, to tylko z legionistami. Nie można było się nie zadeklarować: „Mój
syn 11 listopada idzie na pochód. Z legionistami. A PANI?! PAAAANI TEŻ?!?!!!” –
zadudnił Pan Majster łypiąc na mnie groźnym okiem. „Ooooj, ja też! My oboje! CE
CE CE WU KA, CE WU KA ES LEGIA!” – ryknęliśmy z Osobistym równocześnie.
A kiedy już wyszli, na kolanach
podłogi z gipsu szorowaliśmy.
Taka randka.
SOBOTA, 9 listopada 2013r.
Kochana Szafo,
Wczoraj, w międzyczasie mycia podłóg,
przyszły do nas dwie sąsiadki i powiedziały, że STATYSTYCZNIE RZECZ UJMUJĄC,
dzisiaj zostaniemy napadnięci.
Bo tak (kalendarium będzie grane):
- blok rok temu oddano do użytku,
- parter oddano do użytku wiosną
tego roku,
- one mieszkają tu od 10 września
tego roku,
- 21 września tego roku, Pan Z
Łomem wziął był wszedł im do mieszkania (kiedy poszły na chwile, głupie flądry,
do sklepu po papierosy) i okradł je z dobytku całego: gotówki, laptopów, dokumentów różnych,
- tego samego dnia policja
ogarnęła się, że Pan z Łomem próbował wejść do pozostałych czterech mieszkań na
parterze, w tym do naszego, ale ALBO nie dał rady, choć ślady na drzwiach
tarasowych świadczą o tym, że mocno próbował, ALBO zorientował się, że
mieszkanie jeszcze nie jest zamieszkane i ODŁOŻYŁ NAS SOBIE NA PÓŹNIEJ,
- 22 września dwie sąsiadki
zrobiły wywiad z sąsiadami z bloku i dowiedziały się, że Pan Z Łomem był też w
dwóch innych mieszkaniach, kilka miesięcy wcześniej – na I i na II piętrze!
- od 8 listopada 2013r. mamy paranoję,
bunkrujemy się, nie wychodzimy z domu!
Fenkju, gutnajt (przy zapalonym
świetle).
NIEDZIELA, 10 listopada 2013r.
Kochany Panie Z Łomem,
Dziękuję Ci, że jesteś. Bardzo
się z Osobistym do siebie zbliżyliśmy, od kiedy siedzimy w zamkniętym
mieszkaniu, nie podnosimy żaluzji, nie otwieramy okien i chodzimy razem do
toalety. Uczucie rodzi się na nowo.
Ileż znaleźliśmy nowych,
wspólnych pasji! Takie na przykład planowanie scenariusza obrony („Jak on
wejdzie przez taras, to ty go ściągnij na podłogę, jak zapaśnik, a ja zacznę po
nim skakać!”), albo gotowanie obiadów (z grzybków marynowanych i tuńczyka w
puszce, bo nie możemy wyjść do sklepu). Udało się nawet w mikrofalówce suflecik
odstawić, czterominutowy, czteroskładnikowy.
Mąka, mleko, jajko, kakao. A jak ktoś sobie życzy, to i cukier. |
Osobisty, w przypływie brawury, wyrwał się po 18.00 (w
makijażu, peruce, kapturze i pod parasolem) na przejażdżkę do teściów, coby gaz
pieprzowy matce własnej wyrwać z torebki. Bez żalu oddała, bez wstydu przyjęłam. Dzień mijał błogo, ale ponieważ
żyjemy zdrowo i jemy pięć posiłków dziennie, przy czwartym daniu z grzybków
marynowanych żyłka nam pękła na czole i wyszliśmy do Tesco po sprawunki. Zrobiliśmy rozsądne
zakupy na cały tydzień obiadów, ze 3 kolacje, co najmniej 4 śniadania i
każdorazowo deser lub drink za łączną kwotę 250zł! Ekonomicznie i apetycznie. I
nawet nam Pan Z Łomem lodówki nie ukradł w międzyczasie, więc będzie gdzie to
trzymać.
PONIEDZIAŁEK, 11 listopada 2013r.
Kochana Szafo,
Mam nadzieję, że Pan Majster
nigdy tego bloga nie przeczyta, bo szlag go trafi, wróci i złapie nas za fraki,
jak się dowie, że nie byliśmy na pochodzie. NIE MOGLIŚMY IŚĆ, DOBYTKU PILNUJEMY.
Siedzimy pokornie w mieszkaniu i bawimy się w dom. Było już pierwsze pranie i pierwszy
obiad z ziemniakami. Narada rodzinna była i ustaliliśmy zgodnie, co rodzice
dostaną na Gwiazdkę. Potem obejrzeliśmy film rodzinny, zagraliśmy w kilka strzelanek,
parę rozgrywek w zombie. Przeczytałam nową książkę, co to mi ją kolega – autor!
– wysłał („Infekcja”, Andrzej Wardziak, premiera właśnie była, książka wciąga
jak odkurzacze Kerby) i zaplanowałam z Osobistym, kiedy zwozimy do nas ozdoby
świąteczne (za dwa tygodnie).
A potem posmyrałam Osobistego za uchem, żeby
zasnął i usiadłam w kuchni przy stole, odpaliłam Worda i siadłam do roboty. I
tak siedzę aż do teraz. I będę siedzieć nadal, jeszcze długo, pewnie do świtu.
PRACUJĄC. I strzegąc zagrodę przed łomiarzami.
PS: Moja N. dała mi taki
pendrajwik, co to w nim jest internet, wystarczy wetknąć sobie albo komuś. I
wtykam i wysyłam posta. MEDŻIK. Ale limit mam mały, bardzo malutki. Więc zdjęć nie wgrywam
żadnych, postów z obrazkami nie piszę, oszczędzam transfer na wysyłanie plików do
pracy. NO SORRY, no! Osobisty internet załatwia, tak?
PSPS: Nie porzucajcie nadziei,
postaram się pisać bardziej OBRAZOWO. Zgoda?
PSPSPS: Są już świąteczne reklamy w telewizji?
Świątecznej reklamy żadnej nie widziałam, jednak to może być spowodowane tym, że nie ma telewizora :D Ale za to dwa tygodnie temu kupiłam colę i czekoladę z mikołajem :)
OdpowiedzUsuńA w Tesco są bombki, łańcuchy i te inne. I w tle gra kolęda, tylko taka zmielona przez Skrillexa. Wspaniale! PS: dawaj nowy adres, jeno myk myk!
OdpowiedzUsuńJa mam nowy stary adres pod warszawę znów się przeniosłam :) na jakieś piwko trzeba wyskoczyć ;)
Usuń